15 kwietnia 2009

Dzień jak codzień...

Doba jest stanowczo za krótka jak dla mnie. Ktoś inny pewnie by powiedział, że za dużo na siebie wzięłam, albo nie umiem zaplanować dnia. Niewiem kogo słuchać.

Jak zawsze zakręcona, niewiem gdzie co jest. Okulary są w wannie, tam im najwygodniej. Laptop... to zależy. Podłoga lub łóżko. A telefon... za nim to już wogóle nienadążam.


Dzięki Bogu, poranki mam spokojniejsze, nie muszę biec na wydział, jak zawsze spóźniona i pokonywać klaustrofobiczne schody Świętego Miejsca. Tak więc poranna kawa. Bluza z kapturem. Lodówka jako oparcie i spokój. Który już za chwilę zniknie.


Zaczynam bieg z przeszkodami. W przerwach łacina , szukanie pięniędzy, których w portfelu nigdy nie ma, tak więc szukanie Ściany Płaczu. Znaleziona!! :)


Gdzieś po drodze gra w kosza, lub w nogę, co by siniaków za mało nie było. I coraz częściej pojawia się myśl, że odpocznę dopiero po śmierci....


ps. Żeby dostać odpowiedz na smsa trzeba czekać tydzień.... ;)



2 komentarze:

  1. :) mam nadzieje że ten ślimak nie obrazuje Ciebie... bo brakuje mu Twojego uśmiechu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe... w sumie brzmi trochę znajomo. ;P

    OdpowiedzUsuń